
Autor: Grzegorz Mehring / www.gdansk.pl
Popularność metody In Vitro bardzo dziwi gdy przyjrzymy się danym dotyczącym skuteczności.
W 2014 roku, według oficjalnych danych Ministerstwa Zdrowia, już po wejściu programu rządowego, 8685 par zakwalifikowano do procedury in vitro. Jeśli każda z tych par miała sześć zapłodnionych zarodków – takie były wymagania programu – to mamy 43 tysiące zarodków, choć mogło powstać więcej. Z tego uzyskano 2599 ciąż.
A co się stało z ponad 40 tysiącami? Poszły do kosza?
No właśnie – gdzie one są? Ale spójrzmy na końcowy efekt tych danych: urodziło się tylko 214 dzieci.
Czyli 2385 ciąż kobiety poroniły, a 40 tys. dzieci zginęło na wcześniejszym etapie.
A to są tylko oficjalne dane, za pół roku.
A gdy do tego uwzględnimy ryzyka zarówno po stronie dziecka jak i matki (materiały Instytutu na rzecz Kultury Prawnej Ordo Iuris):
Kiedyś naiwnie myślałam, że rozwój nauki w zakresie sztucznego wspomagania rozrodu będzie służył ludziom. Wyobrażałam sobie metodę w której nie będzie mrożenia zarodków, w której będzie inseminowany tylko jeden zarodek. Jednak ścisłe związanie In Vitro z aborcją oraz ilość i częstość występowania powikłań (także tych, których na chwilę obecną nie możemy dokładnie przewidzieć – jakie będą obciążenia genetyczne przyszłych pokoleń) a przede wszystkim szacunek dla godności każdego człowieka który ma prawo począć się w bezpiecznych warunkach a nie w laboratorium przekonuje mnie do tego, że jestem przeciwna stosowaniu In Vitro.
A tym bardziej nie zgadzam się na finansowanie tych zabiegów ze środków publicznych. Poniżej krótka wypowiedzieć dla Telewizji Trwam.